Czy warto czytać dzieciom bajki?

„Pora na dobranoc, bo już księżyc świeci….” – śpiewał miś Uszatek na zakończenie każdego odcinka dobranocki.

Wpływ bajek na rozwój dziecka ma ogromne znaczenie. Dzieciństwo to bardzo ważny etap w rozwoju człowieka. Język literatury dla dziecka, który słysząc, na co dzień jedynie język potoczny, jest tajemniczym szyfrem, kodem dostępu do innego magicznego świata. Jego różnorodność umożliwia dziecku wzbogacenie słownictwa, nabycie umiejętności poprawnego wysławiania się. Dziecko w baśniowym świecie może odnaleźć to, co samo przeżywa i co napawa je niepokojem. W bajkach są też złe moce, które dają się opanować jakiejś większej i lepszej sile. Gdy dziecko widzi, że osoba dorosła, mama czy tata spokojnie czyta bajkę, to o czarownicy myśli sobie – skoro dorośli się nie boją, to może czarownica nie jest taka straszna. To w bajkach dziecko poznaje abstrakcyjne pojęcia, takie jak dobro, zło, sprawiedliwość, miłość, przyjaźń. Dowiaduje się również, jakie wartości są cenione, poprzez jednoznaczne pokazanie, kogo i za co spotyka nagroda lub kara. Dziecko wchodzi w sferę dziedzictwa kulturowego, zapoznając się z symbolami i metaforami, by odtąd kojarzyć lisa ze sprytem i przebiegłością, zatrute jabłko z wyrazem fałszu i zazdrości, misia ze spokojem i przyjaźnią. Dzieci zanim pójdą do szkoły mają szansę pokochać Misia Uszatka, Alicję w krainie czarów i innych bohaterów książek dla najmłodszych. Nie można zapomnieć, że dziecko przeżywa nie tylko miłe i wzniosłe uczucia, ale także negatywne emocje: złość, wściekłość, chęć zemsty, odwetu, zniszczenia. Niektóre z tych uczuć kierowane są też do rodziców. Jest to jego linia obronny, ucieczka przed bezradnością, czując lęk albo przerażenie, dlatego bohater bajkowy niejednokrotnie może pomóc w jego codziennych zmaganiach ze światem społecznym i emocjonalnym. Dzieci głęboko przeżywają treść bajek, opowiadań, baśni – nie są biernymi ich odbiorcami. Chętnie naśladują w zabawach i inscenizacjach postępowanie bliskich im bohaterom. Często same tworzą z niezwykłą pomysłowością, interesujące opowiadania i historyjki. Bajki to najbliższe dziecku utwory, w których świat realny miesza się z fantastycznym i razem tworzą zrozumiałą rzeczywistość. W świecie bajek można spotkać przyjaciół, przeżyć wspaniałe przygody a przede wszystkim pozbyć się lęku.

Serdecznie zachęcamy rodziców do czytania i opowiadania bajek.

Poniżej znajdują się propozycje do wykorzystania

BAJKA O CHŁOPCU, KTÓRY ZGUBIŁ UŚMIECH

Dawno, dawno temu za górami i za lasami w małym wiejskim domku otoczonym kwiatami i zielonymi drzewami mieszkał sobie mały chłopiec. Był najszczęśliwszym dzieckiem na świecie. Miał kochających rodziców, mnóstwo przyjaciół, piękny pokój wypełniony najpiękniejszymi zabawkami świata, jadł najsmaczniejsze słodycze, jakie udało się zrobić cukiernikom. Chłopiec miał na imię Achacy. I wcale nie był księciem z bajki. Tak, jak wszystkie dzieci chodził do szkoły, a po lekcjach bawił się z kolegami na podwórku przed domem. Podczas zabawy zdarzało mu się czasami rozbić kolano, które z wielką troską opatrywała mu potem mama. Czasem bawił się w chowanego z dziećmi albo grał z nimi w piłkę. Tata chłopca zaraz po pracy zabierał go na spacer i opowiadał mu bardzo ciekawe historie: o czapce niewidce, lodowej górze, oślej skórce, o chłopcu małym, jak palec. Achacy był bardzo szczęśliwy i dlatego bardzo często się uśmiechał. A uśmiech miał jak zaczarowany. Kiedy się uśmiechał zza chmur wychodziło słońce, żeby przyjrzeć się wesołej buzi chłopca. Ptaki zaczynały radośnie szczebiotać, wszystkie psy merdały ogonami, a koty natychmiast tuliły się do Achacego. Może nie uwierzycie, ale kiedyś nawet deszcz schował się pod chmurę, bo stwierdził, że nie pasuje do słonecznego uśmiechu chłopca. Pewnego poranka Achacy otworzył oczy, przeciągnął się i spojrzał w okno. Niebo było trochę zachmurzone i drzewom smutno powiewały liście. Był środek lata, a świat wyglądał bardzo ponuro. Dziwne. Może zanosi się na burzę? – pomyślał chłopiec i jak co dzień szybko wstał, umył się, ubrał i pobiegł do mamy. Zapraszam na śniadanie – na jego widok surowo powiedziała mama. Postawiła na stole kakao i talerz gorących naleśników z truskawkami, po czym odwróciła się do ściany. W kuchni zrobiło się bardzo cicho. Dzień dobry mamo – powiedział niepewnie Achacy i natychmiast zamilkł. Jego głos wydał mu się ponury i niegrzeczny. Po śniadaniu chłopiec postanowił pobawić się w swoim pokoju swoimi ukochanymi zabawkami. Ale tego dnia wszystkie zabawki wydały mu się brzydkie, szare i nudne. Ze złością rzucił w kąt swój ulubiony samochód z przyczepką. Potem podszedł do siedzącego w rogu pokoju misia, ale i on spoglądał na Achacego jakoś dziwnie. Znudzony chłopiec wyszedł na podwórko. Na jego widok kotka Mela w popłochu uciekła na sam szczyt dachu. Mały kundelek Bobik schował się do swojej budy, widać było tylko dwa małe świecące oczka. Bardzo dziwne – pomyślał Achacy – nigdy wcześniej moje zwierzęta tak się nie zachowywały. Nawet nie zdążyłem ich przytulić. Widocznie boją się nadchodzącego deszczu. Chłopiec zobaczył z daleka swoich przyjaciół, którzy wesoło pokrzykując grali w piłkę. Pomachał im ręką, a oni odwrócili się i zamilkli. Achacy podszedł do nich, a oni przerwali zabawę i zapytali: Achacy, wyglądasz jakoś dziwnie. Czy coś się stało? Jak to, co? Nic – burknął chłopiec – po prostu przyszedłem pograć z wami w piłkę. Ale przecież… przecież ty się nie uśmiechasz! I wtedy Achacy wszystko zrozumiał. Nie uśmiechnął się do słońca, więc zdziwione schowało się za chmurę. Rano nie przywitał mamy uśmiechem i dlatego była taka przygnębiona. Zabawkom też zrobiło się smutno, że nie ucieszył się na ich widok. Ja – wyszeptał przerażony – przecież ja zgubiłem swój uśmiech. Co teraz będzie? Minęło kilka dni. Achacy przeszukał wszystkie pokoje, zaglądał pod łóżko, sprawdzał nawet szpary w podłodze, ale uśmiechu jak nie było, tak nie było. Sąsiedzi unikali go, mama denerwowała się naburmuszoną miną synka, a koledzy przestali go odwiedzać. Kto chciałby się bawić z niegrzecznym smutasem? Achacy próbował nawet ćwiczyć uśmiech przed lustrem, ale mimo wielogodzinnych prób nie był on szczery. Nawet zajęty zmywaniem naczyń tata od razu poznał, że Achacy tylko udaje. Pewnego dnia chłopiec wybrał się na samotny spacer do lasu. Może zgubił go w lesie? Szedł znajomą ścieżką. Mijał znane z wcześniejszych wypraw mrowiska, drzewa z dziuplami i norki lisów. Nagle jego oczom ukazał się mały domek. Nigdy wcześniej go nie widziałem – pomyślał – widocznie nie jestem spostrzegawczy. Bardzo cicho podszedł i zajrzał do środka przez okno. W ciemnym kącie przy stole siedział mały człowieczek z czerwonym nosem. Co pewien czas pochylał się i wpatrywał w małe lusterko. Pokój wyglądał, jak apteka. Pełno w nim było szaf i szafeczek. Na każdej z nich ktoś przykleił karteczki ze starannymi napisami w obcym języku. Na wyższych półkach stały kolorowe słoiczki i przezroczyste buteleczki z różnymi płynami. Choć do dziwnego pokoju nie wpadało dużo światła Achacy zauważył też na ścianach kolorowe zdjęcia oprawione w ramki. Było na nich mnóstwo uśmiechniętych dzieci. Wszystko było dziwne i tajemnicze. Nagle mały człowieczek z czerwonym nosem spojrzał w okno. Od razu dostrzegł Achacego i wesoło pomachał mu ręką. Nareszcie! Witaj chłopcze!  Zapraszam do środka! – krzyknął – czekałem na ciebie. Achacy zdziwił się tak bardzo, że nie mógł wydusić z siebie ani słowa. Nawet nie przywitał się z nieznajomym. Za to on natychmiast go uściskał i zaprosił do środka. Na imię mi Feliks. Nie jestem krasnoludkiem ani elfem. Nie należę do świata bajek. Jestem małym… Jak to nazwać? …ulepszaczem i naprawiaczem uśmiechów. To moja praca. Bardzo śmieszna, prawda? – uśmiechnął się szeroko. Achacy nie przestawał się dziwić. Nadal nie wierzył, że wszystko dzieje się naprawdę. Skąd mnie znasz, Feliksie? Skąd wiedziałeś, że tu trafię? – zapytał chłopiec nadal przecierając oczy ze zdumienia. Szukasz swojego uśmiechu. A ja go mam. Jak to? To niemożliwe! Zauważyłem, że od pewnego czasu rzadziej się uśmiechasz. Zaniedbywałeś nieco swój uśmiech, postanowiłem więc sprawdzić, co się stało. Kiedy spałeś po prostu go pożyczyłem. Wiem, wiem. Rano byłeś troszkę zaskoczony. Przepraszam. Czasem działam za szybko. Czekałem na ciebie, bo uśmiech oddajemy tylko właścicielowi i to osobiście. – powiedział Feliks – Jeśli właściciel zauważy, że uśmiech zniknął z jego twarzy na pewno jest dobrym człowiekiem i zechce go poszukać. Tak, jak ty – to mówiąc Feliks wskoczył na drabinę i podał Achacemu małe pudełeczko ze złotą zasuwką. Sprawdź, czy pasuje. Myślę, że teraz jest bardziej szczery i zaraźliwy. Będzie ci służył przez wiele lat. Oczywiście pod warunkiem, że będziesz go często używał. Rzeczywiście, uśmiech pasował idealnie. Chłopiec podskoczył z radości i uściskał Feliksa najmocniej, jak potrafił. Pamiętaj – bardzo poważnie odezwał się Feliks – śmiech pozwala dostrzec wszystko, co jest najpiękniejsze na świecie. Twój śmiech może poprawić humor staruszce, która jest smutna, bo nikt jej nie odwiedza. Może też dodać odwagi samotnemu psu, który zamerda do ciebie ogonem. Dzięki uśmiechowi możesz zyskać nowych przyjaciół, możesz dzielić się z nimi swoją radością. Nie zapominaj o nim nawet wtedy, kiedy słońce schowa się za chmury. Achacy podziękował mu serdecznie za dobrą radę i w podskokach biegł w stronę domu. Mama na pewno czekała już z obiadem. Chciał jeszcze pomachać Feliksowi na pożegnanie, ale domek ukrył się w leśnej gęstwinie, a ścieżki już nie było widać. I tak mały Achacy wrócił do domu z uśmiechem. Na widok jego radosnej buzi natychmiast uśmiechnęła się mama. Słońce wyszło zza chmury i oświetliło smutny dotąd pokój
z zabawkami. I wszystko było, jak dawniej. Przed zaśnięciem chłopiec wtulając głowę w poduszkę pomyślał: Odkryłem wielką tajemnicę. Uśmiech to znakomite lekarstwo na wszystkie kłopoty. Każdy może go znaleźć. Ale musi go poszukać – pomyślał. Ziewnął i uśmiechnął się. Szczerze i szeroko.

 MRÓWKA GAPCIO

W wielkim mrowisku, w lesie na polance wśród miliona mrówek mieszkał Gapcio. Był bardzo niezdarną, lecz pracowitą i ciekawą świata mrówką. Pewnego dnia Gapcio postanowił opuścić mrowisko i powędrował przed siebie szukać przygód. Szedł sobie, oglądał kwiatki, aż nagle potknął się o gałązkę i wpadł w kałużę. Ratunku! Pomocy! Nie mogę się wydostać – krzyczał wystraszony. Już idę! – ktoś mu odpowiedział. I wtedy zza liści wyszedł Żuk. Podał Gapusiowi rękę i pomógł mu wydostać się na trawę. Dziękuję Ci bardzo. Jesteś dobrym kolegą. Jak będziesz potrzebował pomocy zawołaj mnie, a postaram się pomóc – powiedział Gapcio. Uściskali się mocno i każdy poszedł w swoją stronę. Przechodząc obok strumyka Gapcio umył się, bo był bardzo brudny. Zjadł kilka borówek i postanowił przedostać się na drugi brzeg. Wtedy przyfrunęła biedroneczka Kropeczka i powiedziała: Pomogę Ci przedostać się na drugą stronę. Choć, znajdziemy liść. Siądziesz na nim, a ja pofrunę i pociągnę Cię za sobą. Dobrze – zgodził się Gapuś. Znaleźli liść i Kropeczka bezpiecznie przewiozła go na drugi brzeg. Wtedy zaczął padać deszcz i oboje szybko schowali się do dziury. Gdy przestało padać zobaczyli piękną tęczę mieniącą się wszystkimi kolorami. Pomyśleli, że zawsze będą sobie pomagać. Potem się rozstali. I Gapcio poczuł się bardzo zmęczony. Chciało mu się też bardzo pić, bo słonko mocno świeciło. Nagle zobaczył pięknego motyla. Cześć! Jestem Piko. Właśnie niosę nektar. Chcesz trochę? – spytał motylek. Bardzo Ci dziękuję. Może razem posłuchamy, jak koncertują świerszcze? – zaproponował Gapcio. Potem razem pili nektar i słuchali koncertu. Pożegnali się czule i mrówka poszła spać. Następnego dnia, kiedy Gapcio jadł śniadanie, usłyszał wołanie o pomoc. Podszedł cicho do drzewa, skąd dobiegało wołanie i zobaczył, że osy porwały Kropeczkę, żuczka i motylka. Chciały, żeby pomogli im zbierać nektar i sprzątać w gnieździe. Szybko pobiegł do mrowiska, bo sam by sobie nie poradził. Poprosił inne mrówki o pomoc i razem poszli walczyć ze złymi osami. Uwolniły Kropeczkę, która pomogła wydostać się żuczkowi i motylkowi. Po tak ciężkim dniu Gapcio obiecał już nigdy nie opuszczać mrowiska. A Kropeczkę, Pika i żuczka zaprosił na wielkie przyjęcie. I już na zawsze zostali przyjaciółmi.

 SKĄD SIĘ WZIĘŁY STOKROTKI NA ŚWIECIE

Dawno, dawno temu, kiedy kwiaty szeptały dzieciom bajki na dobranoc, a gwiazdki kołysały niemowlęta w kołyskach, żyło sobie w miasteczku smuteczku niezwykłe dziecko, dziewczynka o imieniu Radość. Radość miała oczy czyste i błękitne, i perłowe ząbki. Najbardziej niezwykłe były jednak włosy dziewczynki. Warkoczyki utkane z prawdziwych, słonecznych promyków. Radość całymi dniami śmiała się, tańczyła i śpiewała. Była serdeczna, czuła i dobra dla wszystkich, dla ludzi, zwierząt i roślin. Rodzice Radości nie potrafili się cieszyć i śmiać. Ciągle byli niezadowoleni, smutni, przygnębieni. Nigdy nie mieli czasu. Często denerwowali się na córeczkę. Mówili wtedy „ Nie przeszkadzaj”, albo „Nie widzisz, że jestem zajęty”, albo „Daj mi spokój, jestem zmęczona, boli mnie głowa”. Bardzo często zaczynali zdanie od „Nie”. Pewnego dnia, a był to dzień podobny do każdego innego w tym domu, tata znów miał dużo zajęć, a mama po przyjściu z pracy zamknęła się w swoim pokoju mówiąc, że Radość śpiewa za głośno. Radość wyszła z domu na ulicę. Postanowiła uciec do swoich dziadków – państwa Pogodnych. Nie wiedziała, że dziadkowie mieszkają daleko, w mieście Serdeczności. Na swojej drodze Radość spotkała człowieka, starego, przygarbionego i brudnego. Radość pomyślała sobie: „To pewnie zły – tata zawsze mi mówił, że tak wygląda zły”. Wtedy zły odezwał się: Dokąd idziesz? Nie wolno mi rozmawiać z obcymi – odpowiedziała Radość... to z pewnością słuszna zasada. Wiem jednak, że złamałaś dziś nie jeden zakaz – stwierdził zły. A skąd Pan wie? Widzę dziewczynkę o wiele za małą, żeby sama chodziła po miasteczku Smuteczku. Wygląda na to, że uciekasz z domu. Tak – powiedziała Radość. Moi rodzice mnie nie kochają. Każdy rodzic kocha swoje dziecko, tylko czasem nie umie tego okazać. Jeszcze dziś do nich zatęsknisz. Wcale nie! – wrzasnęła Radość. Obróciła się na pięcie i uciekła od złego. Nie zauważyła, że z jej włosów spadł jeden promyk. W miejscu gdzie dotknął ziemi wyrosła stokrotka. Radość doszła do lasu, poczuła się bardzo zmęczona i głodna. Mama, chociaż nie umiała się cieszyć ani śmiać, zawsze dbała, żeby Radość była najedzona i wypoczęta. Nie szkodzi – pomyślała Radość – poradzę sobie, nazrywam malin w lesie. Uśmiechnęła się do siebie i poszła szukać owoców. Szukała, szukała, ale malin nie znalazła. Nagle na jej rękę sfrunęła mała biedronka. Biedroneczko, kochaneczko – szepnęła do jej ucha Radość – pomóż mi znaleźć coś do jedzenia. Bardzo jestem głodna. Biedronka dała jej znak, żeby za nią szła. Dużo milej było dziewczynce w towarzystwie biedronki. Postanowiła wziąć ją w dalszą drogę i złapała ją w rączki. Chodź ze mną biedroneczko. Będziemy przyjaciółkami. Biedronka na to: Puść mnie dziewczynko. Tu jest mój dom, wśród drzew i kwiatów. Nie mów głupstw – odpowiedziała Radość – będę o ciebie dbała, dam ci pudełeczko do mieszkania i kwiatki do wąchania. Ale ja nie chcę! Będę tam bardzo nieszczęśliwa – płakała biedroneczka. To zostań tutaj i niech cię ptaki zjedzą! – krzyknęła Radość i rzuciła biedronkę na trawę. W tej samej chwili zobaczyła krzaki malin. Nie patrząc na to, co się dzieje z biedronką, pobiegła tam. A biedronka upadła na ziemię, na grzbiet i machała rozpaczliwie nóżkami, próbując się odwrócić. Z włosów dziewczynki spadł następny promyk i zamienił się w stokrotkę. Radość zrywała maliny i jadła je łakomie. Wciąż miała apetyt na jeszcze. Na krzaku pozostała już tylko jedna, bardzo duża czerwona malina, rosnąca pośród splątanych gałęzi. Dziewczynka wyciągnęła rękę, ukłuła się mocno i podrapała. Rzuciła się na ziemię, zaczęła płakać, krzyczeć, kopać. Z jej włosów, jak iskry sypały się promienie słońca. Na trawie wokół wyrósł kobierzec stokrotek. Dziewczynka, wyczerpana płaczem, poprosiła gwiazdki, aby utuliły ją do snu. Wyciągnęły swoje srebrzyste ręce i kołysały. Radość nachyliła się do jednej ze stokrotek: Opowiedz mi bajkę. Dawno, dawno temu, w małym domku mieszkało dwoje ludzi, którzy mieli córeczkę. Pewnego razu dziewczynka zniknęła. Rodzice szukali jej, a kiedy zapadła noc wrócili do domu, usiedli przy stole i zapłakali. Płakali całą noc, bo bardzo tęsknili za swoją małą córeczką. Nie chcę smutnych historii. Opowiedz mi coś weselszego – poprosiła Radość. Któregoś dnia córeczka wróciła do rodziców, którzy przestali płakać i zaczęli się śmiać. Szczęście i miłość zamieszkały w małym domku. Stokrotko, czy to historia o mnie? – zapytała Radość. Stokrotka nie odpowiadała. I co było dalej? – chciała wiedzieć dziewczynka. Córeczka nie była już zawsze radosna i roześmiana. Czasem bywała smutna, czasem się bała, czasem złościła. Jej włosy miały coraz mniej promieni słonecznych. Wokół małego domku pojawiła się cała polana stokrotek. Radość zrozumiała, że powinna wrócić do domu. A tam przy stole siedzieli uśpieni rodzice. Na ich policzkach dziewczynka zauważyła wyschnięte łzy. Radość dotknęła policzka mamy, wzięła tatę za rękę i szepnęła: Wróciłam do was. Obudźcie się, jestem z wami. Obudzili się, chwycili swą małą córeczkę w objęcia i śmiali się głośno ze szczęścia. A Radość śmiała się razem z nimi. Słoneczne promienie znów zatańczyły na jej włosach. Od tej pory mama zaczęła się więcej uśmiechać i bawić z córeczką. Tata nauczył się cieszyć każdą chwilą. Oczywiście były też dni, kiedy za dużo pracowali i denerwowali się z byle powodu. Jednak w domu Radości i jej rodziców zamieszkało szczęście i miłość. Od tego czasu kwiaty nie opowiadają już dzieciom bajek na dobranoc, a gwiazdy nie kołyszą maluchów do snu. Robią to co wieczór rodzice. Dzieci nie mają promyków we włosach, chociaż wystarczy w słoneczny dzień spojrzeć na  włosy dziecka. Znaleźć ich można całe mnóstwo. Teraz już wiecie, skąd się wzięły stokrotki na świecie. Kiedy jakieś dziecko się złości, płacze, krzyczy, czuje lęk, wstyd i strach promienie spadają z włosów i zamieniają się w stokrotki. Rośnie ich bardzo dużo, ale to nie znaczy, że dzieci są niegrzeczne. Nie. Każde dziecko, kiedy się rodzi jest wesołe, ufne, serdeczne i radosne. Każde rodzi się ze światłem we włosach.

O TYM, JAK SŁONECZKO DZIEŃ SPĘDZIŁO

Tato Dzionek wstał wcześnie rano. Niebo było jeszcze szare, bo dzieci smacznie spały. Ale ale… – pomyślał – już czas obudzić słoneczko. Odchylił puszystą kołderkę z chmurki i pogładził synka po jasnej główce. Już czas, śpiochu – powiedział. – Wstawaj prędziutko! Słyszałem, że wiatr obudził już pierwsze ptaki i niektóre próbują rozproszyć mrok swym śpiewem. Musisz im pomóc synku. Jedno oko słonka otworzyło się szeroko, zamrugało wesoło, ale drugie jeszcze smacznie spało. Oj, chyba będę musiał poprosić deszczyk o szybki prysznic poranny – mruknął tato. – Tylko on zdoła rozbudzić mego synka. Zanim jednak pierwsze krople deszczu spadły na uśpione dziecko słoneczko wyskoczyło z łóżka. Od razu cały świat poweselał. Zrobiło się różowo, złoto, ciepło i pięknie. Zniknęły nocne cienie,
a synek raźno zabrał się do pracy. Najpierw wypił rosę z łąki, rozchylił płatki kwiatów, aby pracowite pszczoły mogły trafić do ich złocistych środków. Potem zajrzał do ptasich gniazd, pogłaskał pisklęta po główkach, posłuchał śpiewu ptasich mam i wyruszył na wędrówkę po niebie. Z góry patrzył na pracujących w polu ludzi. Bawiące się dzieci. Przejrzał się w wodzie strumienia. Bawił się w chowanego z zielonym cieniem lasu. Bardzo lubił swój pracowicie wypełniony czas. Ale oto zza dąbrowy wypłynęły chmurki. Teraz dopiero można się pobawić w chowanego na dobre – ucieszył się. – Ale cóż to? Wiatr je popędza, przegania, zbija w jedną wielką gromadę. Oj niedobrze, może padać. Dlaczego nagle zrobiło się ciemno? To wcale nie jest zabawne! – krzyknęło słoneczko. Ale chmury rozgniewały się. Tobie tylko zabawy w głowie. A my musimy pola pokropić deszczem, by rosły kwiaty i zioła. By drzewa mogły nasycić się wodą i zboże pięknie obrodziło. Dobrze, już dobrze. Teraz wy popracujcie, a potem znowu ja. Tymczasem odpocznę, a potem osuszę pola, uśmiechnę się do kwiatów i obudzę tęczowe skrzaty. I rzeczywiście. Kiedy tylko przestało padać na skrzydełkach po siedmiobarwnym moście sfrunęły z nieba tęczowe skrzaciki. Siedem duszków tęczy: czerwony, pomarańczowy, żółty, zielony, błękitny, szafirowy i fioletowy. Czerwony już maluje poziomki i maki, poprawia ubranka biedronkom. Pomarańczowy chlapie farbą na nagietki i nasturcje. Żółty po jednej kropelce spuszcza na płatki kaczeńców, jaskrów i słoneczników. Tymczasem zielony skrzacik, pochylony nad łąką maluje pędzelkiem każdą trawkę. A tu jeszcze listki czekają na swoją porcję farby. Błękitny przegania chmury i dodaje barwy niebu. Potem jeszcze pomaluje niezapominajki rosnące nad potokiem i chabry w zbożu. Dzwonki czekają na szafirowego. Ostatni sfrunął z tęczy fioletowy braciszek skrzatów. Już krząta się przy bratkach i fiołkach. Też chcą być piękne. Gdy duszki tęczy skończyły pracę wspięły się po tęczowym moście i zniknęły. Daleko, daleko, hen w górze. Ach, jak pięknie i kolorowo – cieszy się słoneczko. – Odleciały skrzaciki, ale barwy zostawiły. Słoneczko kończy już swój pracowity dzień i wraca do domu. Jest zarumienione ze zmęczenia. Teraz będzie odpoczywać. Tato Dzień budzi teraz swoją żonę – Noc. On sam razem z synkiem kładzie się spać. Nocka będzie czuwać nad ich spokojnym snem. Już zapaliła światła gwiazd. Mrugają na niebie malutkimi, jasnymi oczkami. Zaświeci jeszcze lampę księżyca, by rozjaśnić srebrnym światłem ciemność. Zasypia spokojnie słonko. Słucha śpiewu słowika, cykania świerszczy i cichego szelestu liści. Świat milknie. Jest cicho. Cichutko. Mama noc gładzi ręką czoło synka. Nakrywa go kołderką. Śpij spokojnie, czuwam nad tobą. Pilnuję twego snu. Niech ci się śnią piękne sny. Może ujrzysz w nich swoich wesołych kolorowych przyjaciół – tęczowe duszki.